Rozmyślania na 29 grudnia

  • przez

Wielki trud włożyli święci w to, by wyzbyć się dumy i samowoli i by przywyknąć w pełni do posłuszeństwa i oddania albo swoim przełożonym, dopóki ich mieli, albo samemu Bogu.

Monaster św. Sawy Uświęconego wyróżniał się szczególną dyscypliną, porządkiem i bezwarunkowym posłuszeństwem. Gdy św. Jan Damasceński wstąpił do tego monasteru, nikt z wielkich ojców duchowych nie podjął się, by tak znanego człowieka i pisarza wziąć na swego ucznia. Wtedy igumen posłał go do pewnego prostego lecz srogiego starca. Starzec nakazał Janowi, aby nic nie czynił bez jego wiedzy i pozwolenia.

Zdarzyło się wtedy, że umarł pewien mnich, który w tym samym monasterze miał rodzonego brata. Brat ten popadł w wielki żal po zmarłym. By pocieszyć tego człowieka, Jan napisał pośmiertne stichiry zmarłemu – znane pieśni pogrzebowe, które do dziś dnia Cerkiew zachowała. Po napisaniu, Jan zaczął je śpiewać. Słysząc śpiew Jana, jego ojciec duchowy rozgniewał się wielce i odegnał Jana od siebie. Słysząc o tym wygnaniu, niektórzy bracia poszli do starca i zaczęli go prosić, by przebaczył Janowi i przyjął go z powrotem. Lecz starzec pozostał nieugięty. Jan gorzko płakał i lamentował z tego powodu. Bracia jeszcze raz wstawili się za Janem, prosząc by starzec wyznaczył Janowi jakąś pokutę, a po jej spełnieniu przebaczył mu. Wtedy starzec wyznaczył karę swemu uczniowi: niech wszystkich potrzebujących w monasterze wymyję i wykąpie swymi własnymi rękoma. Zasmuceni bracia oznajmili to Janowi myśląc, że on prędzej opuści monaster niż to wszystko spełni. Lecz kiedy Jan usłyszał polecenie starca, ucieszył się niezmiernie i z radością je wypełnił. Widząc to starzec rozpłakał się, przytulił Jana i przez łzy rzekł: „O jakiego cierpiętnika w Chrystusie zrodziłem! O jakże ten człowiek jest prawdziwym synem świętego posłuszeństwa!”